A w tem się w cieniu ludzie ukazali,
Ci, którzy byli wyszli na posłuchy,
Zkąd łatwie poznał, że nie wszyscy spali
Tak, iako o tem miał swoie otuchy.
Oni wołaiąc, wzad ustępowali,
Wołaniem wielkiem budząc obóz głuchy,
Tak, że pierwsza straż rozruch usłyszała
Y do sprawy się y do broni miała.
Wraz Arabowie we wszystkie muzyki
Uderzą: trąby, surmy głośnie graią,
Ogromne końskie y człowiecze krzyki,
Idą pod niebo y wiatry mieszaią.
Ryczą przepaści y góry, lecz ryki
Straszliwsze dobrze — piekła wypuszczaią;
A z Flegetontu[1] pochodnią trzymała
Alekto, którą znak miastu dawała.
Soliman pędem na straży przypadnie,
Ieszcze do końca nie dobrze sprawione:
Nigdy tak rączo wicher nie wypadnie
Z ziemie — y wiatry nie tak są szalone;
Grom, kiedy z ogniem y z piorunem spadnie;
Rzeka, co niesie domy wywalone —
Na iego wściekłość y na serce śmiałe,
Tylko iest iakieś podobieństwo małe.
- ↑ Flegeton (od greckiego φλέγω, goreję) jest to ognista rzeka piekielna.