Nigdy się darmo mieczem nie zamierzy,
Ledwie go spuści, wielkie widać rany,
A kogo zaymie y kogo uderzy —
Leci od dusze zaraz odbieżany;
A sam nie czuie, choć weń każdy mierzy,
Każdy nań siecze, choć hełm porąbany
Brzmi tak, iako dzwon, choć skry wylatuią
Od częstych razów, które mu doymuią.
A kiedy wszyscy przed niem uciekali
Y pierwsze roty rozgromione gonił —
Arabowie też w obozy wpadali
Y przez przykopy przeszcia nikt nie bronił.
Iuż się zwyciężcy z temi pomieszali
Co uciekali; iuż się każdy chronił;
Inż nieprzyiaciel wpadał y w namioty
Y krwią płócienne pofarbowal ploty.
Soliman niesie skrzydlatego smoku
Z ogromną szyią — na hełmie stalonem —
Który się wspina wzgórę, a po boku
Biie z obu stron dwoistem ogonem,
Pianę ma w gębie, a iad brzydki w oku,
Świszczy ięzykiem wielkiem roztroionem,
A z panem równo okrutnie się burzy
Y dymem z gęby y płomieniem kurzy.