„Słyszysz ten okrzyk y tę nową trwogę,
Która od miasta y gór następuie?
Idź przeciwko niem y zaydzi[1] im drogę,
Niech nieprzyiaciel wstręt tam iaki czuie;
A ia tem czasem lud arabski mogę
Trzymać na sobie, że się zahamuie.
Ci z tobą póydą, a idź spiesznie z niemi,
Ia w inszą stronę, nastąpię z moiemi“.
Iednakie szczęście, iednaki los wiedzie
Obydwu w on czas, różnemi drogami:
Guelf przeciw górom y ku miastu iedzie,
Hetman się idzie potkać z Arabami.
Ale ten co krok, co dziesięć uiedzie,
Ludzi mu zewsząd przybywa kupami,
Tak, że iuż możny y dosyć potężny
Szedł tam, kędy krew lał Soliman mężny.
Tak gdy z oyczystych gór wody wywodzi
Głęboka Wisła[2] — nie zakrywa brzegu,
Ale im daley swych źrzódeł odchodzi,
Tem hardsza bieży z gwałtownego biegu;
Wsi, pola, lasy, bystre rwą powodzi,
Mosty łamią kry z umarzłego śniegu,
A sama morze kilką rogów bodzie
Y woynę — nie dań — śle baltyckiey wodzie.