Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom I.djvu/312

Ta strona została przepisana.
65.

Tam się wy srożcie y tam swoich — wściekli —
Sił dokazuycie, pod ognistem sklepem;
Tam złe będziecie dusze biczmi[1] siekli;
Tam ogień palić w swem więzieniu ślepem!“
Mało co dbaiąc, leniwo się wlekli,
Aż na nie Anyoł uderzył oszczepem.
Dopiero pędem wielkiem uciekały
Piekielne larwy y świat opuszczały.

66.

Y do Abissów prosto polecieli
Nieprzyiaciele wieczni ludzkiey duszy;
W takiey gromadzie nigdy nie lecieli.
Ptacy za morze, iako te pokusy;
Nigdyście liścia tyle nie widzieli,
Kiedy ie iesień y pierwszy mróz ruszy.
A skoro poszły one szpetne larwy.
Świat się wyiaśnił y beł piękney barwy.

67.

Ale nie przeto Cyrkaszczyk słabieie.
Albo mnieyszego serca być poczyna,
Choć go pochodnią Alekto nie grzeie.
Choć go piekielnem biczem nie zacina.
W naygęstsze hufce wpada y krew leie,
Kto się nawinie — siecze, wali, ścina;
Chude pachołki z bogatemi pany
Porównywaiąc — tyran niebłagany.

  1. biczmi zamiast: biczami, porównaj pieśń I, str. 28, zwr. 63 i t. p.