„Y ty nie długo z śmierci y mey męki
Cieszyć się będziesz y tobie przeyźrzały
Nieba śmierć prętką od mężnieyszey ręki.
Coś to teraz tak dufny y zuchwały“.
On zaś: „Ty umrzy tem czasem przezdzięki,
Co to wiesz, co mi nieba obiecały
Y karm swem ścierwem głodne psy y kruki!“
W tem weń miecz wraził za one nauki.
Między strzelcami Solimanowemi,
Iego kochany był piękney urody
Ieden młodzieńczyk; a ieszcze ostremi
Włosami gładkiey nie okrywał brody
Y ledwie kwiaty dopiero pierwszemi,
Y mchem mu beły porosły iagody,
Włos zaniedbany przydawał wdzięczności
Y twarz przy męskiey piękna surowości.
Koń miał pod sobą podobny do śniegu,
Który dopiero spadł na dół z obłoku.
A tak bel żartki, że takiego biegu
Wiatry nie miały y takiego skoku;
Trzcinę wpół trzymał złocistą po brzegu.
Szablę oprawną zawiesił u boku,
Z cienkiey bawełny zawóy miał na głowie,
Sam beł — w miesiące tkanem złotogłowie.