Ale na świecie żaden człowiek żywy
Niewie tey drogi, okrom mnie samego;
Tędy doydziemy tam, kędy wątpliwy
Król rady zbiera do pałacu swego.
Który, niż trzeba, więcey boiaźliwy,
Trwoży się barzo z nieszczęścia przeszłego.
Tyś na czas przyszedł, ale wytrway mało
Y milcz, aż kiedy mnie się będzie zdało“.
Skoro to wyrzekł, pierwszy zamysł niemi
Y w ciemną iamę wielki Sułtan wchodzi;
On go omacnie, mrokiem gęstych cieni.
Wziąwszy za rękę po świadomu wodzi.
Pierwey zgarbieni i szli pochyleni,
Ale iaskinia co raz się rozwodzi,
Że potem łatwie doszli połowice
— Y wolno idąc — podziemney ciemnice.
W tem drzwi uchylił odiąwszy zapory
Y wiódł go Izmen po niezwykłem wschodzie,
Gdzie świecił promień mały y niespory,
Spadaiąc z góry sparą w cienkiem schodzie.
Tam z końca iamy wyszedł Sułtan skory
Y z przewodnikiem na wysokiem grodzie
Stanął na sali, gdzie na świetnem tronie
Siedział król w złotem płaszczu y w koronie.