A ona na to: „Nikogom niechciała
Wziąć w towarzystwo do tak piękney chwały,
Nikt inszy, samam tylko to wiedziała,
Rękęm y umysł niosła na to stały“.
„Więc sama będziesz — król rzecze — cierpiała,
Według wyroku y moiey uchwały“.
„Słuszna — odpowie — y rzecz sprawiedliwa,
Niech sama cierpię, kiedym sama krzywa“.
Począł się srożyć tyran urażony,
Dowiaduie się, gdzie obraz podziała?
Że obraz w ogień zaraz był wrzucony,
Y że go spalić, niźli skryć wolała,
Aby iuż więcey nie mógł bydź zgwałcony
Niewierną ręką — tę sprawę dawała.
„Złodziey przed tobą, a ty czyń, co raczysz,
Obrazu pewnie wiecznie nie obaczysz.
Ale złodzieyką niech mię nikt nie zowie:
Wzięłam to, co nam odięto gwałtownie!“
Słysząc to, tyran srogo iey odpowie,
Wściekłem zażarty gniewem niewymownie:
„Dasz gardło wnetże, wnet położysz zdrowie!
Zwiążcie ią zaraz y wiedźcie warownie“.
Próżno ią tarczą zasłania gładkości —
Miłość od złego króla okrutności.