Teraz z Persyey, gdzie była na woynie,
Do Palestyny szła na chrześciany,
Których krew nie raz wylewała hoynie,
Nie raz im srogie zadawała rany.
Wiechawszy w miasto — iako zwykła — zbroynie,
Uyźrzała wielki ogień zgotowany,
Zdziwi się barzo y natrze tam koniem,
Pyta, na kogo y co było po niem?
Ustępuią się wszyscy y popycha
Ieden drugiego, aby mieysce miała,
Obaczy więźnie, ieden wszystko wzdycha,
Druga wzrok w niebo wlepiwszy milczała.
Ów od litości, nie od bólu, zdycha,
Więtsze mdła serce płeć pokazowała:
Oczy nabożnie w niebo obróciła,
Y przed śmiercią się z światem iuż dzieliła.
Zdięta Klorynda żalem zapłakała
Na tak żałosne y smutne weyźrzenie,
Nie tak się płaczem owego ruszała,
Iako ią ówtey ruszało milczenie.
Zatym iednego starca zawołała,
Który się iey zdał mieć dobre baczenie,
„Powiedz mi — prawi — z iakiey ci przyczyny
Iść maią na śmierć y dla iakiey winy?“