Iuż byli miękkie zostawili pierze,
Niźli on przyszedł y iuż beli wstali
Y w szaty, które rabiaią płatnerze,
Swe pracowite członki ubierali.
A temże śladem wzad mężni rycerze
Szli, który przedtem pod ziemią deptali.
A kiedy weszli w bystrey rzeki łoże,
Żegnał ich: „Idźcież y prowadź was Boże!“
Bierze ich rzeka w swoie wielkie łono,
Woda ich na wierzch wynosi bez szkody;
Równie tak, iako gdy drzewo wrzucono,
Znowu ie na wierzch wyrzucaią wody.
Niesie ich rzeka y poyrzą, a ono
Pani poważney y piękney urody,
Co ich miała wieść przez słone powodzi,
Iuż pogotowiu czeka w krzywey łodzi.
Czoło włosami kryte wystawiła,
Postawę miała złożoną z ludzkości,
A kiedy piękne oko otworzyła,
Ciskała z niego szczere życzliwości.
W modro-czerwony płaszcz się ustroiła,
Który wydawał tysiąc odmienności.
Że wszędzie, gdzie nań poyrzysz, w każdey dobie
Zda się inakszy y niezgodny w sobie.