„Patrzaycie — prawi — ono pałac leży
Na wierzchu góry pyszno budowany;
Tam w próżnowaniu na wysokiey wieży,
Chrystusów rycerz siedzi poimany.
Iutro — wszak wiecie co na tem należy —
Idźcie tam, skoro wznidzie dzień rumiany.
Iutra czekaycie: to dla tey przyczyny,
Że są szczęśliwsze poranne godziny.
Dziś ieszcze, póki dnia staie iasnego,
Wysokiey góry przywitacie progi“.
Oni wtem wodza żegnali swoiego,
Y przedsięwziętey chwycili się drogi.
Równina beła y trudu żadnego
Niespracowane nic nie czuły nogi;
Lecz kiedy koniec mieli swego chodu,
Ieszcze daleko beło do zachodu.
Widzą wierzch góry trudno dostąpiony,
Dla nierównych skał y ostrych kamieni,
Y że po stronach wszędzie na niey śrzony,
Y śniegi, a wierzch tylko się zieleni.
Przy siwey brodzie, z kwiecia upleciony
Włos niesie — y lód liliey nie mieni,
Y róża kwitnie z wielkiem podziwieniem;
Tak czary maią moc nad przyrodzeniem.