Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/161

Ta strona została przepisana.
17.

Między takiemi idąc powabami,
Wszystkie roskoszy rycerze wzgardzaią
Y obracaiąc ostrożnie zmysłami,
W twardość y w stałość serca ubieraią.
A wtem gęstemi między gałęziami
Wzrok ukwapliwy wszędzie posyłaią;
Aż naostatek uyrzeli na stronie
Onę na trawie, onego na łonie.

18.

Na piersiach miała rąbek rozdzielony,
Włos rozczesany po wietrze puściła.
Biały, po twarzy rumianey puszczony
Pot w krople, wdzięku przydawał iey siła.
Iako drży promień na wodę ciśniony,
Tak niespokoyne źrzenice toczyła:
Wisiała nad niem. On na łonie u niey
Głowę trzymaiąc, wszystko patrzy ku niey.

19.

Y tak w twarzy iey oczy utopiwszy,
Psuie się nędznik w onem swoiem wczasie
A ona głowę do niego schyliwszy,
Ssie wdzięczne usta y głodny wzrok pasie.
Wtem tchu z naygłębszych wnętrzności dobywszy,
Westchnął, że ledwie dusza w onem czasie
Nie zbiegła do niey; a rycerze stoią
Zakryci liściem y widzą, co broią.