Tak się młodzieńczyk porwał, blaskiem bity
Od świetney zbroie w wytrzeszczone oczy;
On duch woienny, który beł zakryty,
Gore w niem teraz y nabywa mocy,
Choć beł roskoszą y wczasem opity
Y zatłumiony. A wtem Ubald skoczy,
Y niebieskiego dobywszy puklerza,
Na młodego go obróci rycerza.
On skoro weyrzał w puklerz wystawiony,
Uyrzał się sam w niem y swoie ubiory,
Uyrzał perfumy, uyrzał włos trafiony,
Y płaszcz w pieszczone złotem szyty wzory.
Miecz podle niego leżał porzucony.
Tylko też leżał, bo trudno do sfory
Miał iść miecz męski, doświadczony boiem,
Z miękkiem ubiorem y z niewieściem stroiem.
Iako gdy się kto mocnem winem spiie,
Po długiem spaniu przydzie k’ sobie zasię,
Tak y on teraz widzi, iako żyie,
Y z gniewu patrzyć sam nie może na się.
Wstydliwe oczy wszystko w ziemię kryie,
Patrzy-li? patrzy w stronę, albo za się;
Wlazłby y w ogień, żeby go nie znano,
Y w ziemię, by go tylko nie widziano.