Trzeci nie beł półk, ale się tak zdało,
Że woysko pola niezmierne okryło;
Rzekłbyś, że ich nic w państwie nie zostało,
Chocia z iednego miasta wychodziło,
Miasta, które się powiatom równało,
Takie, tak wielkie przestrzeństwo w niem było:
Kair wspominam, z którego wychodził
Lud ten, a Rampson ich wódz ie przywodził.
Gazeł czwarty półk wiódł tych, którzy koszą
Blisko Egiptu obfite pszenice
Y wyżey, aż tam, gdzie z niebieską rosą
Nil spada na dół do morskiey granice.
Egipscy ludzie szable tylko noszą
Y łuki, boby zbroie y przyłbice
Nie udźwignęli, a w bogatem stroiu,
Chciwość do łupu, nie strach czynią w boiu.
Z Ptolomaidy potem przechodzili
Mdli, nadzy ludzie z Alarkonem swoiem,
Którzy się przedtem długi czas żywili
Po pustych brzegach łupem y rozboiem.
Iuż lepsi króla sumarskiego byli,
Co za niemi szli, ale wstępnem boiem
Nic nie umieli. Król trypolski po niem
Szedł z swoiem ludem, dzielnem kręcąc koniem.