Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/190

Ta strona została przepisana.
26.

Y ciebie młoda żona Altamorze
Ustawnem płaczem swem nie utrzymała,
Która — lub padły, lub wstawały zorze,
Na twóy nieszczęsny odiazd narzekała:
„Takli — pry — wolisz na straszliwe morze,
Niż na mię patrzyć?! Czegom doczekała?
Że wolisz dźwigać brzemię cięszkiey zbroie.
Niźli piastować małe dziecię swoie“.

27.

Z Sarmakanty to król beł zawołany,
Ale naymnieyszą chwałę miał z korony;
Większą z dzielności, bo między hetmany
Nayprzednieyszemi mógł bydź położony.
Nakarmi pewnie boiu Chrześciiany
Y da się iem znać. Lud wiedzie ćwiczony,
Zbroyny, który ma karwasze na ręku.
Szable u boku, buławy u łęku.

28.

Aż od dalekiey iutrzenki przyiechał,
Y szedł na popis Adrast srogi, który
Y karaceny y zbroie zaniechał,
Ale miał kaftan z twardey smoczey skory,
Na wielkiem słoniu przed kalifą iechał,
Równy wierzchowi iakiey małey góry,
A lud prowadził, który z Ganga piie,
Y w dalekich się ludów morzu kryie.