Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/193

Ta strona została przepisana.
35.

Za pannami tuż y za pacholęty
Idą iey ludzie, które wiódł z Syryey
Od Hidraota Aradyn naięty
Z wielkiego żołdu, rodem z Bithyniey.
Iako iuż Phenix na złotych rospięty
Skrzydłach, swey leci do Ethyopiey;
Świat się dziwuie, ptastwa gęste w koło
Zalatuią go to w bok, to na czoło:

36.

Tak się na ten czas każdy iey gładkości
Y iey urodzie y stroiom dziwował;
Y żaden nie beł tak wielkiey twardości,
Żeby się tam beł iey nie rozmiłował.
A choć w gniewliwey beła surowości,
Każdyby ią beł sobie rad zhołdował.
Cóż? kiedy w śmiech twarz wesołą oblecze,
Kamienie miękczy — cóż serce człowiecze?!

37.

Skoro minęła, król z tronu wielkiego
Kazał do siebie przyiść Emirenowi.
Chcąc go hetmanem mieć woyska swoiego
Y generałem wszystkiemu ludowi.
Który — iuż wieszczek mieysca tak zacnego,
Niósł godne czoło temu urzędowi.
Cyrkassowie się zbroyni rozstąpili,
Y przez lud gęsty drogę mu czynili.