Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/199

Ta strona została przepisana.
53.

A nie tylko ci dway bohatyrowie
Ofiarowali swoie gotowości,
Ale y inszy przednieyszy wodzowie
Przysięgali się mścić iey zelżywości.
Tak wiele mieczów przeciw iego głowie
Ostrzyła w ten czas mocą swey miłości.
Ale on skoro odbił się od brzegu,
W szczęśliwem kończył swoię drogę biegu.

54.

Tąż drogą właśnie Przewoźniczka iedzie,
Którą się beła iadąc tam puściła,
Y tamże swóy sztyr obraca y wiedzie.
Y także łodzi, iako wprzód, szczęściła.
Młodzieńczyk patrzy na zimne Niedźwiedzie.
Widzi Arktura y gwiazd mnieyszych siła
Y Oryona; czasem wzrok rzekami,
Czasem wielkiemi zabawia górami.

55.

Czasem się pyta, iako odiechali
Woyska, więc iakie którego narodu
Zwyczaie; owa tak długo iechali,
Aż słońce beło czwarty kroć u wschodu.
Iuż też mierzkało kiedy wysiadali,
Y kiedy na ląd szli z morskiego brodu.
Wtem Pani rzekła: „Czas wam do noclegu,
Na palestyńskiem iużeście tu brzegu“.