Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/220

Ta strona została przepisana.
17.

Sam się odmianie tak nagłey dziwował
Y różnie sobie onę rzecz rozwodził.
Potem do lasu śmiele następował,
Nic się nie trwożąc — y iuż go dochodził,
Przyszedszy tam, gdzie każdego hamował
Strach, który z niego na inszych wychodził.
Iemu się nie zdał straszny bydź weyrzeniem,
Owszem wesoły swoiem gęstem cieniem.

18.

Idzie kęs daley y usłyszy głośny
Dźwięk, który błagał, serce przerażaiąc.
Strumień żal iakiś wydawał nieznośny,
Wiatr między brzegi wzdychał, powiewaiąc.
Na wodzie łabędź narzekał żałośny,
A słowik płakał, nieodpoczywaiąc;
Śpiewacy, lutnie, brzmiały y organy,
Z tak wielu głosów on dźwięk beł zmieszany.

19.

Przeważny rycerz, który tak rozumiał,
Że tam bydź iakie straszne huki miały,
Słysząc, że wdzięczny wiatr z wód tylko szumiał
Y głosem pięknem syreny śpiewały —
Zastanowił się y bardzo się zdumiał;
Potem znienagła krok poniósł wspaniały
Y w drodze inszey nie miał iuż przeszkody,
Krom piękney rzeki przeźroczystey wody.