Brzegi wonnemi okryte ziołami,
Y trawa miękka do siebie wabiła,
A rzeka tak się rozdarła rogami,
Że las na koło wielki otoczyła,
A nietylko go obeszła wodami.
Ale go śrzodkiem odnogą dzieliła.
Tak las frymarczył, swóy cień y swe chłody
Dawaiąc rzece za wilgotne wody.
Patrząc tam brodu rycerz odważony,
Uyrzał przed sobą most bogaty, długi,
Wszystek ze złota dziwnie urobiony,
Który kamienne dźwigały frambugi.
Poszedł nań śmiele, ale obalony
Upadł z niem pierwey, niż wszedł na brzeg drugi.
Zaczem go woda niosła, pochwyciwszy,
Nagle się w bystry potok obróciwszy.
On się obróci y uyrzy powodzi
We mgnieniu oka głęboko wezbrane,
Z których nurt gęsty odedna wychodzi.
Niosąc zakręty na wierzch wymiatane.
Lecz go to ieszcze tem bardziey podwodzi,
Zwiedzić y przebyć lasy zczarowane;
Ale go coraz co nowego wściągnie,
Coraz go nowy dziw do siebie ciągnie.