Poczęli strzelcy strzelać iadowite,
Śmiertelnem iadem napuszczone strzały,
Od których niebo tak beło zakryte,
Że się tak zdało, że ściemniał dzień biały.
Ale się przedsię bardziey mury bite
Y cięższych razów z wież ogromnych bały,
Co srogie kule ciskały na bramy
Y w końcach stalą okowane tramy.
Ieśli się komu kamieniem dostanie,
Członki y blachy tak się na niem kruszą,
Że ciała żadna postać nie zostanie;
Nie tylko zaraz traci żywot z duszą,
Co gorsza — postrzał nie zostawa w ranie,
Ale potężną wyciśniony kuszą,
Idąc na wylot, w ciele się nie bawi
Y wypadszy, śmierć po sobie zostawi.
Ale poganie na tak srogie razy
Nie dbaiąc, z murów mężnie się bronili:
Płótna krzywemi uięte żelazy,
Y wory wełną natkane spuścili.
Ustępuiące nalazszy przekazy,
Nie szkodzi postrzał y wnet się wysili;
Sami, gdzie pod mur lud podchodzi bliski,
Kamienie walą y lotne pociski.