Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/237

Ta strona została przepisana.
68.

Poczęli strzelcy strzelać iadowite,
Śmiertelnem iadem napuszczone strzały,
Od których niebo tak beło zakryte,
Że się tak zdało, że ściemniał dzień biały.
Ale się przedsię bardziey mury bite
Y cięższych razów z wież ogromnych bały,
Co srogie kule ciskały na bramy
Y w końcach stalą okowane tramy.

69.

Ieśli się komu kamieniem dostanie,
Członki y blachy tak się na niem kruszą,
Że ciała żadna postać nie zostanie;
Nie tylko zaraz traci żywot z duszą,
Co gorsza — postrzał nie zostawa w ranie,
Ale potężną wyciśniony kuszą,
Idąc na wylot, w ciele się nie bawi
Y wypadszy, śmierć po sobie zostawi.

70.

Ale poganie na tak srogie razy
Nie dbaiąc, z murów mężnie się bronili:
Płótna krzywemi uięte żelazy,
Y wory wełną natkane spuścili.
Ustępuiące nalazszy przekazy,
Nie szkodzi postrzał y wnet się wysili;
Sami, gdzie pod mur lud podchodzi bliski,
Kamienie walą y lotne pociski.