„Odpuść mi, błądzisz — o królu — w tey mierze“
Odpowie z gniewem sułtan w oney dobie,
„Niech nam królestwo zła Fortuna bierze,
Przy królewskiey iest królestwo osobie.
Ieszcześ nie zginął, dufay moiey wierze,
Wnidź oto w zamek, a odpoczni sobie“.
Tak w ten czas sułtan z oney mieszaniny
Uwodził w zamek króla Palestyny.
A sam dostawszy pierzystey buławy,
Swą wierną szablę przypasał do boku,
Y gęste czyniąc w ulicach zastawy,
Woli tam umrzeć, niż ustąpić kroku;
Każdy raz iego śmiertelny beł prawy,
Gniew wściekły niesie w zapalonem oku.
Każdy ucieka co nadaley, który
Zayrzy buławy z żelaznemi pióry.
A wtem od roty swoiey prowadzony
Przypadał Raymund w smalcowaney zbroi;
Gdzie naygorszy raz, starzec odważony
Bieży y cięszkiey broni się nie boi.
Pierwey Tolozan tnie nań bez obrony,
Ale daremnie, za iego nie stoi,
Bo go tak mocno zaiął sułtan w ciemię,
Że starzec wznak padł, nieborak, o ziemię.