Byle ten, co mi włożył te okowy,
Nie rzekł, patrzaiąc na to me włóczenie:
„Tułaiącey się nie chcę białeygłowy,
Idź sobie, gdzie chcesz“. Y tak mię wyżenie.
Ale nie tuszę, aby beł takowy;
Ufam, że pierwsze wróci mi więzienie“.
Tak Erminia w ten czas rozmawiała
Y on dzień y noc całą z niem iechała.
Strzegł się gościńca y tylko ścieszkami
Wafryn na on czas y polmi uchodził;
Y za mieyskiemi stanął z nią murami,
Kiedy mrok padał y Phebus zachodził.
Wtem moc okrutna krwie między piaskami,
Y zabity trup w niey mu się nagodził.
Który wznak leżąc, martwem groził srodze
Wzrokiem, po wszystkiey rozciągniony drodze.
Ale go minął Tankredów dworzanin,
Bo po ubierze cudzoziemskiem kroiem
Y po zbroi znał, że to beł poganin.
Lecz daley trochę widząc zwykłem stroiem
Inszego leżąc: „To iuż Chrześcianin,
Który tu — prawi — musiał polec boiem“.
Wtem zsiadszy, szyszak podniesie zakryty
Y krzyknie: „Tankred, dla Boga, zabity!“