Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/287

Ta strona została przepisana.
110.

Ona poczuwszy, że tchnie rycerz młody
Y że znienagła przychodzi ku sobie,
Krzyknie: „Patrz na swe ostatnie obchody,
Które oblewam łzami kwoli tobie.
Ach strapionemu sercu życz ochłody,
Albo niech z tobą w iednem lęgę grobie.
Nie opuszczay mię, zatrzymay się ieszcze,
Day ostateczney prośbie iakie mieysce“.

111.

Otworzył Tankred ociężałe oczy,
Y zaś ie zawarł. Wtem iey Wafryn rzecze:
„Opatrzenia tu pierwey y pomocy
Potrzeba, bo płacz nigdy nie uciecze“.
A wtem do niego, rozbierać go, skoczy,
Ta mu pomaga y tam, gdzie krew ciecze
Patrzy y rany nalazwszy — ogrzewa
Y w rychle się go uleczyć spodziewa.

112.

Widzi przyczynę oney wielkiey mdłości
Tę, że krwie z niego wyszło bardzo siła;
Ale krom rąbku, w takiey odległości,
Nie ma, czemby mu rany opatrzyła.
Tyś iey nie zwykłych sposobów — miłości!
Zawiązania ran, w on czas nauczyła:
Złote warkocze zurzynała sobie,
Temi ie w oney zawiązała dobie.