Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/288

Ta strona została przepisana.
113.

Bo mała sztuczka cienkiey bawełnice[1]
Trudno wystarczyć wszystkiem ranom miała.
Dyktamu nie ma, ale taiemnice
Wielkie w lekarskiey nauce umiała.
Iuż snu cięszkiego zbywa, iuż źrzenice
Błędne podnosi, iuż do mdłego ciała
Siła się wkraca, iuż kęs włada głową.
Widzi Waffryna z obcą białągłową.

114.

„Iakoś tu trafił — mówi do Waffryna —
A tyś kto? droga o lekarko moia“.
Pełznęła wstydem na on czas dziewczyna:
„Dowiesz się potem; teraz, iako twoia
Lekarka, każęć [iest tego przyczyna]
Nie gaday! Trzeba choremu pokoia;
Gotuy nagrodę za wrócone zdrowie“.
Wtem łono chorey podłożyła głowie.

115.

Tem czasem Wafryn prowadzić go myśli
W iaki dom, gwoli lepszemu wczasowi;
A wtem do niego ludzie iacyś przyśli.
Lecz poznał prętko, że to Tankredowi.
Ci z niem pospołu beli pierwey, niśli
Wyzwał Arganta ku poiedynkowi,
Ale iem kazał, aby pozostali;
Teraz go — o niem zwątpiwszy — szukali.

  1. bawełnica 3, 18, 8; 14, 67, 1; 19, 69, 7; 113, 1 — suknia lub materya bawełniana.