Ormund tem czasem, który beł obrany
Na zdradziecki czyn pospołu z inszemi —
W zmyślonem stroiu między Chrześciiany
Chodził nieznacznie z towarzyszmi swemi.
Tak nocni wilcy częstokroć w dzień rany,
Podemgłę się psy zdadzą domowemi,
Y na obory dybią, a ogony
Wątpliwe, pod brzuch tulą przemorzony.
Iuż milczkiem przypaść na Hetmana chcieli,
Iuż ieden, insze uprzedzaiąc swoie,
Podpadał podeń, lecz że beli w bieli,
Poznał swe Goffred podeyrzane stroie.
Krzyknie: „Ci to są, co mię zabić chcieli,
Widzicie herby y fałszywe zbroie,
Które krzyżami poznaczyli sobie“,
Wtem się do niego porwie w oney dobie.
Ranił go srodze. On tak wielkiey siły,
Y tak odważny y tak przedtem śmiały
Nic się nie bronił; mróz mu w zimne żyły
Szedł, zapomniał się, został skamieniały.
A wtem nań zewsząd wszystkie miecze biły,
Wszystkie nań strzały, oszczepy leciały.
W tak wiele sztuk szło Ormundowe ciało,
Y inszych iego, że trupa nie miało.