Wziąwszy cię potem, szedłem daley w drogę
Y do miasteczka trafiłem iednego,
Gdziem mamki dostał, która cię niebogę
Karmiła — godną chowania inszego.
Tamem rok cały, ile pomnieć mogę,
Y połowicę wymieszkał drugiego;
Tyś iuż niektóre słowa wymawiała
Y postępować iużeś poczynała
Ale kiedy mi dobrze nachylony
Radził na pokóy wiek w podeszłem lecie —
Złotem od matki twoiey obciążony
Tak, żem mógł nędze nie cierpieć na świecie,
Porzucić żywot błędny, uprzykrzony
Y żyć w oyczystem myśliłem powiecie
Y z przyiacioły zażyć lepszych czasów,
Wetuiąc przeszłych trudów y niewczasów.
Tak do Egyptu do swoiey rodziny
Z tobąm się zaraz puścił w oney chwili.
Ale nad rzeką — wypadszy z krzewiny,
Ze wszystkich mię stron zbóyce zaskoczyli.
Cóż było czynić? porzucić dzieciny
Nie chcę; mnieby też iuż beli zabili.
Puściłem się w pław, iedną cię trzymaiąc,
A drugą ręką, iakom mógł — pływaiąc.