Wam Izmen ten las wiecznie odkazuie,
Wam go oddaie ze wszystkiemi drzewy;
Iako duch w ciało wchodzi y wstępuie,
Tak y wy wnidźcie w wysokie modrzewy;
Niech Chrześcijanin, co się w niem gotuie
Rąbać — ucieka przed waszemi gniewy“.
Tak rzekł y przydał swe bluźnierstwa sprośne,
Pobożnem sercom y uszom nieznośne.
Na iego słowa pełne wielkiey trwogi,
Noc swe pogodne światło utraciła
Y Phebe, iasne zasłoniwszy rogi,
Piękną twarz swoię w chmurze utopiła.
On znowu woła y głos puszcza srogi;
Tak długa zwłoka barzo mu nie miła:
„Czego tak długo — powiada — mieszkacie?
Czy więtszych klątew odemnie czekacie?
Ieszcze ia na was naydę inszą drogę
Y potężnieyszych przybiorę pomocy,
Nad to wymówić y umiem y mogę
Imie straszliwe, imie wielkiey mocy,
Na które piekła drżą y czuie trwogę
Z swoiem Abissem sam Król wieczney nocy“...
Chciał daley mówić czarnoksiężnik stary,
Lecz poznał, że iuż skutek brały czary.