Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/88

Ta strona została przepisana.
32.

Tem czasem Tankred iuż beł wstał z choroby
Y chował ciało swey miłey zabitey,
A choć do końca nie wzmógł oney doby,
Y ciężkiey zbroi y przyłbicy krytey
Trudno miał zdołać — iednak dla ozdoby
Swey y potrzeby iść chce pospolitey,
Bo choć beł blady, serce żywe w ciało
Y w członki wszystkie czerstwość rozlewało.

33.

Sam tylko milczkiem idzie nieznaiomy,
Ani się boi, choć wiatr wielki dmucha,
Chocia ziemia drży, choć trzaskaią gromy,
Chocia strasznego lwiego ryku słucha.
Darmo się w weń wkraść chce strach niewidomy
Tylko że się w niem serce trochę rucha,
Przechodzi iednak y obaczy w lesie
Ogniste miasto nagle w onem czesie.

34.

Zastanowił się poniekąd wątpliwy,
Mówiąc sam z sobą: „Miecz tu nic nie sprawi.
Niechże mię pożrą te straszliwe dziwy,
Niechże mię ogień żywota pozbawi!
Kiedy iest mieysce albo plac uczciwy,
Niech każdy zdrowie dla spólnego stawi
Dobra y niechay frymarczy żywotem,
A zażby indziey lepiey go dał potem.