Niebo podobne czarnemu piecowi,
Oko, pozbywszy swoich pociech, mdleie,
Zephir przyiemny głęboko ku dnowi
Pod ziemią się gdzieś kryie i nie wieie;
Wiatr tylko dmucha, który południowi
Podległy, piaski maurytańskie grzeie,
Cięszki, gorący, a co raz skrzydłami
Biie y wolny dech dusi parami.
Ale y słońcem wielkiem zarażona
Noc swoie cienie nie weselsze miała
Y swem płomieniem także upalona,
Z ognistych mioteł płaszcz sobie utkała.
Y ciebie, ziemi nędzna, upragniona,
Łakoma Phebe napoić nie chciała
Swą wdzięczną rosą, y darmo iey zioła
Prosiły o nię, na pochyłe czoła.
Od niespokoyney sen ucieka nocy
Y upalone zostawuie cienie.
Nie mogą ludzie włudzić go na oczy;
Ale naybarziey trapi ich pragnienie,
Bo chrześciańskiey boiąc się król mocy.
Struł wszytkie wody y żywe strumienie
Y w koło zdroie pomącił przeirzyste,
Wmieszawszy soki y iady nieczyste.