Strona:PL Goffred albo Jeruzalem wyzwolona Tom II.djvu/98

Ta strona została przepisana.
62.

One tak dzielne y tak rzeźwe konie
Pokarmem gardzą, o paszę nie dbaią;
Karki wyniosłe y wesołe skronie
Na dół schylone — ku ziemi zwieszaią.
Na przeszłą sławę żaden nie wspomionie,
W pierwszey chciwości do boiu ustaią.
Kosztownych rzędów, w których się pyszniły,
Nie chcą, drogiemi bończuky wzgardziły.

63.

Pies wierny cierpi ustawiczne tchnienie,
O pana nie dba, wszystko mu niemiło
Y rozciągniony, na wnętrzne płomienie
Chwyta wiatr, żeby nie tak go paliło.
Y ieśli oddech dało przyrodzenie,
Aby się serce gorące chłodziło —
Teraz ochłody nie ma, albo mało,
Tak barzo ciepłe powietrze zgęstwiało.

64.

Tak ziemia mdlała y tak upaleni
Ludzie się srogiem gorącem trapili
Y iuż z nadzieie ostatniey zrażeni,
Do końca beli o sobie zwątpili.
Co zdrowszy w kupę często zgromadzeni
Tak narzekali y głosem mówili:
„Na co trwa więcey? czy chce woysko zgubić?
Zaprawdę, Groffred ma się z czego chlubić!