mnieć się o resztę z jakiegoś rachunku, Zachar nigdy już jej nie zwracał.
Grubszych pieniędzy nie kradł, może być dlatego, że potrzeby jego mierzyły się na piętaki i griwienniki, a może lękał się, że Obłomow się spostrzeże, ale nigdy nie grzeszył zbytkiem uczciwości.
Stary sługa umarłby raczej z głodu, pilnując jadła, jak dobrze wytresowany pies myśliwski, ale nie ruszył go, a Zachar czekał tylko na dobrą sposobność, ażeby zjeść i wypić to, co do niego nie należało. Tamten myślał tylko o tem, ażeby barin nie był głodny i martwił się, kiedy nie miał apetytu, a Zachar, martwił się, gdy pan zjadał wszystko doszczętnie, co miał na talerzu.
Oprócz tego Zachar lubił ploteczki. W kuchni, w sklepiku, w czasie rozmów w bramie, skarżył się codziennie na ciężkie życie, że takiego złego pana, jak Obłomow, z pewnością nikt nie widział: jest on kapryśny, skąpy, zły, w niczem mu dogodzić nie można, słowem — lepiej umrzeć, niż służyć u niego.
Robił to wszystko Zachar nie z powodu złośliwości, nie w chęci szkodzenia swemu panu, a tak — z przyzwyczajenia, które odziedziczył od ojca i dziada, — nawymyślać dobrze panu przy każdej sposobności.
Niekiedy z nudów, z braku materjału do gawędy, albo żeby zyskać więcej na powadze śród słuchaczy, opowiadał niestworzone rzeczy.
— Mój pan zaleca się do tej wdowy... — mówił w zaufaniu niby swoim chrypliwym głosem, cicho — wczoraj liścik do niej posłał.
Albo oświadczał, że pan jego jest takim karciarzem i pijakiem, jakiego świat nie widział; że całemi nocami klepie w karty lub upija się zwykłą gorzałką.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.