się dużo... Niech pan popatrzy — zapisano... nie ukradł nikt przecie!
— Jakże z ciebie nie jadowity człowiek! — rzekł Obłomow. — Na miljon mięsa nakupił! I gdzież to wszystko poszło? Gdybyż przynajmniej na pożytek!
— Przecież nie ja zjadłem! — odgryzał się Zachar.
— Nie? Nie jadłeś?
— Cóż mnie pan jedzenie wymawia! Proszę spojrzeć!
Podsuwał mu rachunki.
— Komuż tam jeszcze? — pytał Ilja Iljicz, odsuwając z gniewem zasmolony zeszycik.
— Jeszcze 121 rubli 18 kopiejek piekarzowi i za jarzyny.
— To ruina! To do niczego nie podobne! — krzyczał Obłomow, rzucając się w gniewie. — Czy ty krowa jesteś czy co, aby tyle trawy zjeść?
— Nie, ja nie krowa, ja jestem jadowity człowiek — z goryczą zauważył Zachar i odwrócił się bokiem do Ilji Iljicza. — Gdybyś pan nie wpuszczał do domu Micheja Andreicza, mniej by wszystkiego wychodziło — zauważył.
— No, ileż to będzie tego wszystkiego, rachuj! — rzekł Ilja Iljicz i począł liczyć.
Zachar także robił rachunek na palcach.
— Czort wie, co takiego wychodzi, za każdym razem co innego! — rzekł Obłomow.
— Ile u ciebie? Dwieście rubli, czy co?
— Proszę poczekać trochę! — mówił Zachar, nachmurzywszy się i mrucząc — osiem dziesiątków a dziesięć dziesiątków, to razem osiemnaście dziesiątków, a dwa dziesiątki...
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.