— Nie pokazuj tylko! — rzekł Ilja Iljicz, odwracając się. — Zechcesz pić — ciągnął dalej Obłomow, — weźmiesz karafkę do rąk, a szklanki niema...
— Można przecież i z karafki się napić — dobrodusznie zauważył Zachar.
— Tak, u ciebie wszystko można: i nie zamiatać, i kurzów nie ścierać, i dywanów nie trzepać. A na nowem mieszkaniu — mówił Ilja Iljicz, zachwycając się sam żywością obrazu przeprowadzki — ze trzy dni będzie nieład, wszystko nie na swojem miejscu: obrazy pod ścianą, kalosze na łóżku, buty w jednym węzełku związane z herbatą i pomadą. Spojrzysz — nóżka przy fotelu złamana, szkło w ramach przy obrazach stłuczone, a na kanapie — plamy. O co zapytasz tylko — niema; nikt nie wie, czy zgubiono, czy zapomniano na dawnem mieszkaniu. Pędź tam...
— Czasem się i tak zdarza, że dziesięć razy z miejsca na miejsce pędzisz — przerwał Zachar.
— Otóż widzisz! — mówił dalej Obłomow — Na nowem mieszkaniu wstaniesz rano — ile kłopotów! Ani wody, ani węgla do samowara niema. A w zimie, w chłodnym pokoju trzeba nieraz siedzieć; drzewa niema — biegaj, szukaj, pożyczaj!
— Niewiadomo zresztą, jakich sąsiadów Bóg da — zauważył Zachar. — Są tacy, u których nietylko wiązki drzewa, ale kubła wody nie wyprosisz...
— Otóż to właśnie! — dodał Ilja Iljicz. — Przeprowadzisz się — wieczorem zdawałoby się już koniec kłopotom, nie — jeszcze ze dwa tygodnie trzeba się mozolić. Zdaje się już wszystko pozakładane, spojrzysz — czegoś jednak braknie: rolety zawiesić,
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.