Zachar, usłyszawszy to wołanie, nie zeskoczył, jak zwykle z leżanki, stukając butami, nie zamruczał, lecz powoli zlazł z przypiecka i bokiem, cicho, niechętnie, jak pies, który z dźwięku głosu swego pana odgaduje, że znaną jest jego wina, że go wołają do rozprawy...
Zachar otworzył drzwi do połowy, ale wejść nie zdecydował się.
— Wejdź! — rzekł Ilja Iljicz.
Chociaż drzwi otwierały się swobodnie, lecz Zachar odchylił je tylko tak, aby nie można było przejść — i zatrzymawszy się we drzwiach, nie wchodził.
Obłomow siedział na łóżku.
— Zbliż się tutaj! — rzekł rozkazująco.
Zachar z trudem wysunął się z drzwi, zamknął je za sobą i mocno oparł się o nie plecami.
— Tu! — mówił Ilja Iljicz, wskazując palcem miejsce przy sobie.
Zachar zrobił pół kroku — i zatrzymał się na kilka kroków przed Obłomowym.
— Bliżej! — rzekł Obłomow.
Zachar zrobił ruch jakby postąpił, a tymczasem pochylił się tylko, stuknął nogą i stał na miejscu.
Ilja Iljicz, widząc, że nie udaje mu się w żaden sposób bliżej go ku sobie przyciągnąć, dał mu spokój i tylko przyglądał mu się z wyrzutem.
Zachar czuł, że zachowanie się jego wobec pana jest niewłaściwe, robił taką minę, jak gdyby go nie dostrzegał, stał przeto jeszcze więcej bokiem zwrócony, niż zwykle, ale ani na chwilę nie spuszczał z oczu Ilji Iljicza.
Potem wytrwale począł patrzeć bokiem na lewo: widział tam znane mu dawno przedmioty — festony
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.