wypić, jak zwykle, w łóżku — przecież leżenie nie przeszkadza mu myśleć.
Tak też zrobił. Po herbacie podniósł się na łóżku, miał zamiar wstać, a nawet spoglądał na pantofle. Spuścił już jedną nogę z łóżka, ale natychmiast prawie wsunął ją pod kołdrę.
Zegar wydzwonił pół do dziesiątej. Ilja Iljicz poruszył się niespokojnie.
— Cóż ja sobie myślę w samej rzeczy! — krzyknął prawie głośno, niecierpliwie. Trzebaż mieć sumienie i brać się do roboty. Gdyby człowiek pozwolił sobie tylko — oho!
— Zachar! — krzyknął.
W pokoju, oddzielonym od Ilji Iljicza tylko niewielkim korytarzem, wydało się, jak gdyby pies łańcuchowy warknął, potem uderzenie nóg o podłogę, jak gdyby ktoś zeskoczył z wysokości. To właśnie Zachar zeskoczył z leżanki, na której zwykle leżał, drzemiąc.
Do pokoju wtoczył się starszy mężczyzna w szarym surducie, pękniętym pod pachą, z pod którego wyglądał kawałek koszuli, w szarej kamizelce, z miedzianemi guzikami, o głowie łysej, jak kolano, i tak niezwykłej obfitości bokobrodach, że każdej strony ich starczyłoby na wielką brodę.
Zachar nie usiłował zmienić ani swego wyglądu, ani postawy, ani nawet ubrania, w którem chodził na wsi. Ubranie sprawiał mu Obłomow według wzoru, wywiezionego ze wsi. Szary surdut i szara kamizelka tem bardziej mu się podobały, że to ubranie przypominało mu liberję, jaką nosił niegdyś, towarzysząc państwu do cerkwi lub z wizytą. Liberja w jego pojęciu była najgodniejszem świadectwem dostojności domu Obłomowych.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.