przykrył go dobrze i kołdrę podwinął pod niego, zapuścił rolety, zamknął drzwi i odszedł do siebie.
— Żebyś ty zdechł! djable prawdziwy! — mruczał, ocierając resztki łez i wdrapując się na swoją leżankę. — Prawdziwy czort! Osobny dom, ogród, pensja! — mówił Zachar, który z całego przemówienia tyle tylko zrozumiał. — Majster gorzkie słowa przemawiać, po sercu jak nożem rżnie... Tu jest mój dom, tu mój ogród, tutaj i nogi wyciągnę! mówił, ze złością uderzając ręką o leżankę. — Pensja! Jak nie ściągniesz grzywny lub piętaka, to i tytoniu niema zaco kupić i kumy niema czem potraktować! Żeby i tobie tak było! Myślę tylko: czemu już śmierć nie przychodzi!
Ilja Iljicz położył się nawznak, ale nie od razu mógł zasnąć. Myślał, myślał, miotał się śród tych myśli.
— Dwa nieszczęścia naraz! — mówił obwijając się kołdrą i zakrywając głowę. — Proszę wytrzymać!
W samej zaś rzeczy, te dwa nieszczęścia: złowieszczy list starosty i spodziewana przeprowadzka, przestały już trwożyć Obłomowa i przechodziły już w krainę przykrych wspomnień.
„Do tej biedy, jaką mi zagrażał starosta, jest jeszcze daleko — myślał Obłomow, — do tego czasu niejedno może się zmienić: może przyjdą deszcze i poprawią się zboża; może starosta wyrówna niedobory podatkowe; zbiegłych chłopów może policja powróci „na miejsce zamieszkania“.
„Dokąd mogli uciec ci chłopi? — myślał dalej i zagłębił się w artystyczne szczegóły ucieczki. — Pewnie uciekli w nocy... bez chleba... była pewnie wilgoć... Gdzie oni spać będą? W lesie? Czyż to
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/141
Ta strona została uwierzytelniona.