ci, jak wiadomo, lubią wpatrywać się w księżyc i słuchać trelów słowika. Lubią oni widzieć w księżycu kokietkę, któraby się stroiła w paljowe obłoki, prześlizgiwała się tajemniczo przez gałęzie drzew, albo rozsypywała snopy srebrzystych promieni przed oczyma swoich adoratorów.
A w tym kraju nikt nie wie nawet, co to jest księżyc, wszyscy nazywali go miesiącem. Podobny do dobrze wyczyszczonej miedzianej tacy, dobrodusznie spoglądał on pełnem okiem na wsie i pola.
Nadaremnie poeta patrzyłby na niego wzrokiem pełnym zachwytu, tak samo dobrodusznie spoglądałby on na poetę, tak, jak wiejska krasawica, o okrągłej twarzy, spogląda na namiętne i wymowne spojrzenia miejskiego kawalera.
O słowikach także tam nie słyszano, może dlatego, że brakło cienistych krzaków i róż, ale natomiast jaka obfitość przepiórek! W lecie, w czasie żniw, chłopaki łapią je rękami.
Proszę tylko nie myśleć, ażeby przepiórki były tam przedmiotem gastronomicznej rozkoszy, nie, taka rozwiązłość nie przeniknęła jeszcze do ludności tego kraju. Przepiórka, jako żywność, nie była prawnie dozwolona. Ona tam bawi ludzkie ucho tylko śpiewem, dlatego też w każdym domu prawie, pod strzechą, wisi w klatce przepiórka.
Poeta i marzyciel nie byłby wcale zadowolony nawet ogólnym widokiem tej skromnej i prostej miejscowości. Nie mogliby tam oglądać żadnego wieczoru w szwajcarskim lub szkockim stylu, gdzie cała przyroda — las, woda, ściany domów i pagórki piaszczyste płoną krwawo-złocistym ogniem, a na tle tego krwawego oświetlenia odcina się
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.