Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

A jeśli kto ze starości lub innej jakiej zastarzałej choroby zasypiał snem wiecznym, długo tam nie mogli wydziwić się takiemu niezwykłemu zdarzeniu. Ale wcale nie dziwiło to nikogo, gdy kowal Taras o mało sam nie zaparzył się na śmierć w swojej izdebce i to do tego stopnia, że trzeba go było oblewać wodą.
Z przestępstw, jedno tylko, mianowicie kradzież grochu, marchwi i rzepy z ogrodów, było bardzo rozpowszechnione. Raz znikły dwa prosiaki i kura — wypadek, który poruszył całe najbliższe sąsiedztwo. Przypisywano to jednogłośnie fabrykantom drewnianych naczyń, którzy dzień przedtem przeciągali tą stroną na jarmark całym swoim obozem. Wogóle zaś wypadki różnego rodzaju zdarzały się tu rzadko.
Raz jeszcze wprawdzie znaleziono człowieka, leżącego w rowie za przysiółkiem, który widocznie odłączył się był od arteli, przechodzącej tędy do miasta.
Chłopacy wiejscy pierwsi go spostrzegli i z przerażeniem przylecieli do wsi z wiadomością o jakimś strasznym smoku, który leży w rowie, dodając, że on pędził za nimi i o mało nie zjadł Kużki.
Odważniejsi chłopi, uzbroiwszy się w widły i topory, gromadą tam ruszyli.
— Gdzie was licho pędzi — wstrzymywali ich starsi. — Czy szyje macie zbyt mocne? Czego tam szukacie? Nie ruszajcie się, kiedy was nie pędzą!
Ale chłopi poszli i, stanąwszy o kilkadziesiąt kroków od wskazanego miejsca, zaczęli wywoływać potwora różnemi głosami. Ale odpowiedzi nie było żadnej. Poczekawszy trochę, znowu posunęli się naprzód.