W rowie leżał chłop, głową oparłszy się o ściankę; koło niego leżały worek i kij podróżny, na którym wisiały dwie pary łapci.
Chłopi nie decydowali się podchodzić bliżej i zaczepiać go.
— Hej! Ty! Bracie! — krzyczeli pokolei, skrobiąc się z tyłu głowy albo w plecy. — Jak tam cię zwać — hej ty! Co tu robisz?
Podróżny poruszył głową, jakby ją usiłował podnieść, ale nie mógł — widocznie był chory lub bardzo zmęczony.
Ktoś chciał go potrącić widłami.
— Nie zaczepiaj! Nie zaczepiaj! — krzyknęli inni. — Skąd wiemy, co to za sztuka — widzisz, nic nie mówi... Może to taki... Nie ruszajcie go, rebiata!
— Wracajmy! — zakrzyczeli inni. — Dobrze mówią: wracajmy! Czy on nasz krewny, czy co?
I wszyscy powrócili nazad do wsi, opowiedziawszy starym, że tam leżał człowiek nie tutejszy, nic nie mówi i Bóg wie, co on tam za jeden...
— Nie tutejszy, więc go nie zaczepiajcie! — mówili starzy, siedząc na przyźbie, oparłszy głowy o kolana. — Niech tam sobie! I chodzić nie trzeba było!
Taki to był kącik, do którego we śnie zawitał Obłomow.
Z trzech czy czterech, rozrzuconych tam wiosek jedna nazywała się Sosnówka, druga — Wawiłówka, o wiorstę tylko oddalone od siebie.
Sosnówka i Wawiłówka były dziedzicznemi wioskami rodziny Obłomowych, i dlatego nazywano je zwykle Obłomówką.
W Sosnówce była siedziba i rezydencja rodziny. W oddaleniu pięciu wiorst od Sosnówki była wieś
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.