dości, że nie jest w pazurach niedźwiedzia, lecz na leżance, obok niani.
Wyobraźnia chłopczyka napełniła się strasznemi widmami; przestrach i bojaźń może na zawsze osiadły w jego duszy. Bojaźliwie ogląda się dokoła i widzi w życiu zawsze tylko coś złego, szkodliwego, marzy ciągle o tym kraju zaczarowanym, gdzie zło nie istnieje, niema żadnych kłopotów, smutków, gdzie mieszka Militrisa Kirbitjewna, gdzie dobrze karmią i stroją — bezpłatnie...
Bajka panuje nietylko nad dziećmi w Obłomówce, władzę swoją i wpływ rozpościera i nad starszymi. Wszyscy w domu i na wsi, poczynając od barina, jego żony aż do tęgiego kowala Tarasa, — drżą niewiadomo dlaczego w ciemności, wieczorem; każde drzewo w umyśle ich przeobraża się w olbrzyma, każdy krzak — w wertep rozbójniczy.
Stuk okiennicy, wycie wiatru w kominie wywoływały bladość na twarzy mężczyzn, kobiet i dzieci. Nikt w dniu święcenia wody nie wyjdzie po dziesiątej godzinie wieczorem za bramę; w noc przedwielkanocną nikt nie wejdzie do stajni, bojąc się spotkania się tam z „domowym“ djabłem.
W Obłomówce we wszystko wierzono: w istnienie wilkołaków i upiorów. Gdy im kto powie, że kopica siana wędrowała sama po polu, nie zawahają się nawet — uwierzą; powie zaś, że to nie baran, ale coś innego, że Marfa albo Stefanida wiedźma, będą się lękać i barana i Marfy. Do głowy im nawet nie przyjdzie zapytać i przekonać się, czy baran w rzeczy samej nie jest baranem, dlaczego Marfa została wiedźmą, a jeszcze i temu nawymyślają, ktoby nie wierzył, — tak wielką jest wiara w Obłomówce w rzeczy nadprzyrodzone.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.