przecież domyśleć! Nie widzisz? — ostrym głosem mówił Ilja Iljicz.
Zachar nie okazał ani zdziwienia, ani niezadowolenia, wysłuchawszy rozkazu i wymówki, uważając widocznie jedno i drugie za rzecz słuszną i naturalną.
— A skądże ja mogę wiedzieć, gdzie chustka do nosa — odmruknął — i począł chodzić po pokoju, obmacując każde krzesło, chociaż widać było i bez tego, że na krześle nic nie leży.
— Wszystko pan gubi! — mruczał, otwierając drzwi do bawialnego pokoju, aby zobaczyć, czy tam chustki niema.
— Dokąd? Tutaj szukaj! Od trzech dni ja w bawialnym pokoju nie byłem.
— Prędzej! Prędzej! — naglił Ilja Iljicz.
— Gdzie chustka? Niema chustki! — mówił Zachar, rozchylając obie ręce i spoglądając w różne kąty. — Otóż jest! — krzyknął swoim chrypliwym głosem. — Siedzi pan na niej... widać, koniec sterczy. Leży pan na chustce i szuka chustki!
Nie mówiąc nic więcej, Zachar zamierzał odejść.
Nieprzyjemną była Obłomowowi taka niewłaściwość z jego strony, znalazł więc inny sposób gderania na Zachara.
— A czystość u ciebie jaka! Kurz wszędzie — Boże! Spójrz tylko po kątach! Nic nie robisz!
— Już jeżeli ja nic nie robię... — zaczął Zachar obrażonym tonem. — Życia nie żałuję... kurze zmiatam... pokoje zamiatam prawie codziennie.
Ręką wskazał na środek pokoju i na stół, na którym były jeszcze resztki wczorajszego obiadu.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.