— Tu... tu... wszystko zamieciono, uporządkowano, jak na wesele, czegoż więcej trzeba?
— A to co? A to co? — przerwał mu Ilja Iljicz, wskazując na ściany i na sufit — a to? a to?
Wskazywał na ręcznik, który od wczorajszego rana leżał nietknięty, na talerz, leżący na stole z kawałkiem chleba.
— No, to przecież mogę zabrać — rzekł z pewną wyrozumiałością Zachar, biorąc talerz.
— Tylko to? A kurz na ścianach? A pajęczyna? — mówił Obłomow, wskazując jedno i drugie.
— To przecież ja przed Wielkanocą obmiatam... Wtenczas obrazy czyszczę, pajęczynę zdejmuję...
— A książek i obrazów nie trzeba okurzać?
— Książki i obrazy przed Bożem Narodzeniem. Wtenczas my z Anisią wszystko oczyścimy. A teraz kiedy to robić? Pan zawsze siedzi w domu.
— Chodzę przecież czasem do teatru... czasem z wizytą... Wtenczas...
— Jakież porządki można robić w nocy!
Obłomow z wyrzutem spojrzał na Zachara, pokiwał głową i westchnął. Zachar obojętnie spojrzał przez okno i także westchnął. Pan widocznie myślał: „ty jesteś jeszcze większy Obłomow, niż ja“. A Zachar: „kłamiesz, ty tylko majster do gadania, a kurze i pajęczyny tobie najmniej w głowie“.
— Czy ty rozumiesz — mówił Ilja Iljicz, — że od kurzu mole się mnożą. — Czasem i pluskwę widuję na ścianie!
— U mnie i pchły są! — obojętnie zauważył Zachar.
— Czyż to dobrze? To obrzydliwość! — rzekł Obłomow.
Zachar zaśmiał się na całą szerokość gęby, tak
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/19
Ta strona została uwierzytelniona.