Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

a w święta z gośćmi w bostona, albo kładą wielkie „pasjanse“, wróżą na króla czerwiennego lub na żołędną damę, przepowiadając małżeństwo.
Czasem przyjedzie jakaś Natalja Fadiejewna w gościnę na tydzień lub dwa. Z początku starsze kobiety zrobią przegląd całej okolicy, kto i jak żyje, co robi. Zaglądną nietylko do małżeńskiego życia, ale nawet w zakulisowe jego strony, w najtajniejsze pomysły i zamiary każdego, wlezą do duszy jego, wyłają, osądzą winnych, a najsurowiej niewinnych mężów. Potem wyliczą, gdzie i jakie były imieniny, chrzciny, urodziny, kto i czem traktował, kogo proszono, a kogo nie.
Zmęczywszy się tem, poczną sobie wzajemnie pokazywać nowe suknie, płaszcze, nawet spódnice i pończochy. Gospodyni chwali się płótnem, nićmi, koronkami domowej roboty.
Ale i ten temat wyczerpie się. Wtenczas spędzają godziny na piciu kawy, herbaty, na spożywaniu konfitur. Potem dopiero zaczyna się milczenie.
Siedzą długo, spoglądając na siebie wzajemnie, niekiedy ciężko wzdychając. Czasem któraś zapłacze bez powodu.
— Co tobie, matuszka? — spyta ktoś z przerażeniem.
— O, smutno, gołąbeczko — odpowiada gość z westchnieniem. — Rozgniewaliśmy grzeszni Pana Boga... Nic dobrego spodziewać się nie można.
— Ach, nie strasz, nie trwóż nas! — przerywa gospodyni.
— Tak, tak — twierdzi tamta. — Ostatnie dnie przyszły... jeden naród na drugi powstanie, jedno