Gdy, odpocząwszy po ciężkim obiedzie, wszyscy zeszli się na herbatę, powrócił z miasta obłomowski mużyk i długo szukał czegoś w zanadrzu; znalazł nareszcie zmięty list na imię Ilji Iwanowicza Obłomowa.
Wszyscy zaniemieli. Gospodyni nawet pobladła trochę na twarzy. Wszystkich oczy zwróciły się i nosy pochyliły w stronę listu.
— Co za niespodzianka! Od kogo to być może? — oprzytomniawszy trochę, spytała żona.
Obłomow ujął list i z podziwem obracał go w ręku, nie wiedząc, co począć.
— Skąd go wziąłeś? — pytał mużyka. — Kto ci go dał?
— W zajeździe, w mieście, tam gdziem się zatrzymał — mówię ci. Z poczty dwa razy przychodzili pytać, czy niema tu jakiego mużyka z Obłomówki... jest list do waszego barina...
— No?
— No... ja najprzód schowałem się... sołdat z listem odszedł. Ale djaczek z Wierchłówki widział mnie i powiedział... Sołdat przyszedł raz drugi. A jak przyszedł drugi raz, począł mnie łajać i oddał list... piętaka zapłaciłem. Pytam go: cóż mam z listem robić? Gdzie go oddać? Kazano oddać waszej miłości.
— Pocożeś go wziął? — gniewnie zapytała barinia.
— Ja nie chciałem. Naco nam ten list? Nam nie trzeba. Nam, powiadam, nie kazano brać listów, nie śmiem brać... idźcie sami z listem! Ale sołdat począł mię strasznie łajać... chciał się naczalstwu na mnie skarżyć... więc wziąłem.
— Durak! — zakończyła barinia.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.