Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

Czasem, z gazety z przed trzech lat, przeczyta coś obecnym lub opowie.
— Oto z Hagi piszą — powiadał — że J. K. Mość Król raczył szczęśliwie powrócić do pałacu, z krótkotrwałej podróży — i przy tej sposobności przez okulary obejrzy wszystkich swoich słuchaczy.
Albo też.
— W Wiedniu taki a taki poseł otrzymał swoje kredytywy.
— A tu oto piszą — czytał dalej — że powieści pani Genlis przełożone zostały na język rosyjski.
— Nato zapewne tłumaczą — zauważy ktoś ze słuchaczy — ażeby od naszego brata dworjanina wytumaniać pieniądze.
A biedny Iljusza jeździ a jeździ do Sztolca na naukę. Ledwie się obudzi w poniedziałek, już go smutek ogarnia. Słyszy ostry głos Waśki z ganku:
— Antijka! Zakładaj bułanego, panicza do Niemca odwieźć!
Serce mu zadrży. Zasmucony przychodzi do matki. Matka wie poco i pocznie pigułkę ozłacać, wzdychając na samą myśl tygodniowej rozłąki z synalkiem.
Nie wiedzą, czem go nakarmić tego ranka — napieką bułeczek, rogalików, dadzą mu wędliny do koszyka, suchych i mokrych przysmaków, a nawet specjałów spożywczych. We wszystko to zaopatrywano go pod tym pretekstem, że u Niemca chude pożywienie.
— Tam się nie nakarmisz — mówili Obłomowcy, — na obiad dadzą ci zupkę, pieczeń, kartofli, a na wieczerzę — „morgen fri, nos utri“.
Najczęściej Ilji Iljiczowi śnią się takie poniedziałki, kiedy nie słyszy głosu Waśki, nawołującego do