Obłomow już był nawet niezadowolony, że wywołał tę całą rozmowę. Ciągle zapominał o tem, że jak tylko dotknąć tej sprawy, zaraz kłopoty sypią się ze wszech stron.
On pragnąłby, ażeby w domu panował porządek i czystość, ale żeby to się stało niewidocznie, samo przez się, a Zachar zaraz rozpoczynał awantury, jak tylko wysunęła się sprawa kurzu, pajęczyny, mycia podłóg i t. p. W takich razach poczynał dowodzić ile to będzie z tego powodu ambarasu w domu, dobrze wiedząc, że to wszystko przestrach wywołuje u Obłomowa.
Zachar wyszedł, a Obłomow zamyślił się. Zegar wybił pół godziny.
— Cóż to? — z przestrachem prawie zawołał Ilja Iljicz. — Jedenasta godzina niezadługo, a ja jeszcze nie wstałem, nie umyłem się! Zachar! Zachar!
W przedpokoju odezwał się głos:
— Ach, Boże mój! — a później znany już skok z leżanki.
— Przygotowałeś wszystko do umycia się?
— Dawno przygotowałem. Dlaczego pan nie wstaje?
— Dlaczegoż nie powiesz, żeś przygotował. Byłbym już dawno wstał. Ruszajże, ja idę wnet za tobą. Mam dziś zajęcie i zasiądę do pisania.
Zachar wyszedł, a po chwili wrócił, niosąc zapisany zabrudzony zeszycik i kawałeczki papieru.
— Jeżeli ma pan pisać, to przy tej sposobności proszę rachunki sprawdzić i należytość zapłacić.
— Jakie rachunki? Jaką należytość? — z niezadowoleniem spytał Ilja Iljicz.
— Od rzeźnika, za jarzyny, praczce, piekarzowi... Wszyscy upominają się o pieniądze.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.