Ledwie wybiła czwarta, Zachar ostrożnie, bez hałasu otworzył przedpokój i na palcach przeszedł do swego pokoju. Potem zbliżył się do drzwi, wiodących do gabinetu Ilji Iljicza i przyłożył ucho, potem przysiadł i do dziurki od klucza zbliżył oko.
W gabinecie słychać było równomierne chrapanie.
— Śpi... — szepnął. — Trzeba budzić, wkrótce pół do piątej.
Zakaszlał i wszedł do gabinetu.
— Ilja Iljicz! Ilja Iljicz! — rzekł cicho, stojąc u wezgłowia Obłomowa.
Tylko chrapanie rozlegało się dalej.
— Oh, śpi! — rzekł Zachar — snem kamiennym.
— Ilja Iljicz!
Zlekka pociągnął Obłomowa za rękaw.
— Proszę wstawać! Pół do piątej!
Ilja Iljicz coś zamruczał na tę zachętę, ale się nie rozbudził.
— Ilja Iljicz! Proszę wstawać! To wstyd przecie! — mówił Zachar, podnosząc głos.
Odpowiedzi nie było.
— Ilja Iljicz! — wołał Zachar, pociągając go za rękaw.
Obłomow powoli obrócił głowę i z trudem