jednem okiem spojrzał na Zachara, jakby sparaliżowany.
— Kto tu? — zapytał skrzypiącym głosem.
— To ja... Proszę wstawać!
— Idź precz! — mruknął Ilja Iljicz i znowu zapadł w ciężki sen.
Zamiast chrapania, dało się słyszeć świstanie przez nos. Zachar pociągnął go za połę.
— Czego chcesz? — groźnie zapytał Obłomow, otworzywszy nagle oczy.
— Pan kazał się zbudzić!
— Wiem, wiem. Spełniłeś mój rozkaz, a teraz ruszaj precz. Reszta do mnie należy.
— Nie pójdę — mówił Zachar, pociągając go znowu za rękaw.
— Nie ruszaj mnie... — łagodnie przemówił Ilja Iljicz i, wetknąwszy głowę w poduszkę, znowu począł chrapać.
— Nie można Ilja Ilicz — mówił Zachar, — jabym rad, ale nie można!
I poruszył Obłomowa.
— Zmiłuj się, daj mi spokój, nie przeszkadzaj — prosił Obłomow, otwierając oczy.
— Tak, nie przeszkadzaj, a potem będzie się pan gniewał, żem nie rozbudził.
— Ach, Boże mój! Co to za człowiek! — mówił Obłomow. — Pozwól mi choć minutkę jeszcze spać... co to jedna minuta? Ja przecież sam wiem...
Ilja Iljicz nagle zamilkł i zasnął.
— Umiesz tylko spać! — mówił Zachar, przekonany, że barin nie słyszy.
— Widzisz go — leży jak kół osinowy! I poco się urodziłeś? Wstawaj! — mówię ci! — zahuczał Zachar.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.