może służyć. Czasem pojadą zobaczyć, jak wypalają potaż, dziegieć, topią tłuszcz.
Czternasto- piętnasto-letni chłopczyk wyjeżdżał nieraz sam na bryczulce lub konno z torbą przez plecy lub przytroczonej przy siodle w rozmaitych sprawach ojca do miasta i nigdy nie zdarzyło się, ażeby zapomniał o czem lub coś przeinaczył, nie dopatrzył, zrobił źle.
— Recht gut, mein lieber Junge! — powiadał ojciec, wysłuchawszy sprawozdania syna i klepiąc go po ramieniu szeroką dłonią, płacił mu dwa — trzy ruble, stosownie do wartości spełnionego poruczenia.
A matka potem długo wymywała kopeć, błoto, glinę lub słoninę z rąk i ubrania Andriuszy.
Niezupełnie jej się podobało takie ciężkie, praktyczne wychowanie chłopca. Lękała się, że syn wyrobi się na takiego samego praktycznego burżuja, jakim był ojciec. Na cały naród niemiecki ona patrzyła, jak na tłum patentowanych burżujów; nie lubiła tego grubego samochwalstwa i pewności siebie, z jaką rasa niemiecka nosiła swoją tysiącletnią mieszczańską kulturę — jak krowa dźwiga swoje rogi, nie mogąc ich ukryć.
Według jej pojęcia, w całym narodzie niemieckim nie było i nie mogło być ani jednego dżentelmena. W niemieckim charakterze nie dostrzegała żadnej miękkości, delikatności, wyrozumiałości, nic z tego, co życie na świecie czyni przyjemnem, co łatwo pozwala obejść każdę regułę, złamać obyczaj, nie zastosować się do przepisów.
Nie, ci ludzie szorstko łamią wszystko, naciskają na to, co w ich pojęciu jest słuszne, co sobie
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/230
Ta strona została uwierzytelniona.