się w rosyjskich zamożnych domach i zagranicą — ale nie u Niemców.
Nie życzyła sobie wcale, ażeby on sam obracał kamienie w żarnach, wracał do domu z fabryk i pól, jak ojciec, w zatłuszczonem ubraniu, powalany gnojem, z brudnemi, czerwonemi, zgrubiałemi rękami i z wilczym apetytem.
Poczęła tedy strzyc Andriuszy włosy, zawijać kędziory, szyć piękne kołnierzyki, zamawiała w mieście wykwintne ubranie, zachęcała, by wsłuchiwał się w pełną myśli muzykę Herza, śpiewała mu o kwiatach i poezji życia, mówiła o świetnej przyszłości jako żołnierza, lub pisarza, marzyła z nim razem o wysokiej roli, jaką mu wypadnie może odegrać w życiu.
Czyżby to wszystko miało rozbić się o robienie rachunków i odczytywanie zasmolonych chłopskich zapisków i obcowanie z rzemieślnikami!
Znienawidziła nawet tę bryczulkę, na której Andriusza jeździł do miasta, i ceratowy płaszcz, podarowany mu przez ojca, i zamszowe żółte rękawiczki — wszystkie te pospolite atrybuty pracowitego życia.
Na nieszczęście, Andriusza uczył się świetnie i ojciec zrobił go korepetytorem w swoim małym pensjonacie.
Niechby już tak było, ale on wyznaczył mu pensję, jak jakiemuś rzemieślnikowi, zupełnie po niemiecku, — po dziesięć rubli miesięcznie i kazał mu kwitować z otrzymanych pieniędzy.
Uciesz się, dobra matko: twój syn wyrósł na glebie rosyjskiej nie w codziennym tłumie, z mieszczańskiemi krowiemi rogami, z rękoma, obracającemi kamienie żarnowe.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/232
Ta strona została uwierzytelniona.