Może każą jeszcze zaraz opuścić lokal! Ty ani słówka mnie o tem nie gadaj! Już raz ci o tem mówiłem, a ty znowu swoje — rozumiesz?
— Cóż ja mam robić? — odezwał się Zachar.
— Co robić? — Ty tem się wykręcasz ode mnie — odpowiedział Ilja Iljicz. — Ty mnie o to pytasz! Co mnie do tego? Nie zaprzątaj mi głowy, jak chcesz, tak rób, byle tylko nie zmieniać mieszkania. Nie możesz tej przysługi zrobić panu?
— Jakże, ojczulku, Ilja Iljiczu mam się tem rozporządzić? — zaczął on, sapiąc miękko. — Dom przecież nie do mnie należy, jakże nie opuścić cudzego domu, kiedy z niego pędzą? Gdyby dom do mnie należał, ja z największą przyjemnością...
— Nie możnaby ich przekonać w jakiś sposób? My przecież mieszkamy tu dawno, płacimy regularnie...
— Mówiłem... — odparł Zachar.
— Cóż oni?
— Co? Oni swoje... proszę się wynosić... nam lokal potrzebny... musimy przerobić...
Z naszego mieszkania i z mieszkania doktora chcą zrobić wspólne... na wesele syna gospodarza.
— Ach, Boże mój! — gniewnie zawołał Obłomow. — Że też jeszcze nie brak takich osłów, którzy się chcą żenić!
Odwrócił się tyłem.
— Możeby pan napisał do gospodarza — rzekł Zachar — możeby on pana nie ruszył stąd, a rozpoczął burzyć tamten lokal...
Zachar ręką machnął w powietrzu.
— Dobrze. Jak wstanę — napiszę. Ruszaj do siebie, a ja pomyślę. Ty nic nie potrafisz zrobić — dorzucił, — i o tem głupstwie muszę sam myśleć.
Strona:PL Gonczarow - Obłomow T1-2.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.